czwartek, 24 stycznia 2008
ANIOŁ (2)
- Bombowce !!! Ludzie uciekajcie !!! Jezus, Maria !!!– okrzyki ostrzeżeń mieszały się z okrzykami przerażenia, wołaniem o pomoc, łkaniem… Tłum rozpierzchł się na wszystkie strony. Narastający łomot upewnił, że samoloty Niemców atakują. Wybuchy bomb i terkot karabinów maszynowych, krzyki mordowanych, jęki rannych…
Biegła przez las a gałęzie chłostały jej twarz, szarpały ubranie i jęczały, jakby prosiły, by nie zostawiać ich samych. Po kilkuset metrach padła bez czucia na ziemię. Wzrok odmawiał jej posłuszeństwa, podobnie jak odmówiły nogi. Zasnęła.
Noc jeszcze wisiała nad lasem, kiedy chłód zaczął ją kąsać po obolałym ciele. Zwlokła się z pagórka. Gdzie jest ? Co to za miejsce ? Powoli ruszyła z powrotem.
Droga była usłana lejami po bombach, martwymi uciekinierami i zwierzętami. Znajomy wóz leżał na boku, przyciskając pana Henryka. Jeszcze ściskał chomonto Siwka. Oboje byli martwi.
Został tylko drugi koń, Gniady, wyraźnie przestraszony tym świeżym cmentarzem.
- Zostaliśmy tylko my ! – szepnęła przez łzy – Nie opuszczaj mnie… –
Gniady w odpowiedzi musnął chrapami jej podarty kubrak.
Dosiadając Gniadego na oklep, z niewielkim zapasem prowiantu, ruszyła przed siebie.
Dzień i noc zlały się w jedno pasmo. Mijały jak zły sen. Robiła krótkie postoje. Nigdzie żywego człowieka ! Pustka ! Gdyby nie Gniady chyba umarłaby ze strachu. Po kilku dniach straciła kierunek i orientację. Płacz nie pomagał. Koił tylko sen.
Sen. Gdy się obudziła, pochylał się nade nią człowiek. Usiadła ze strachu, ale…
Miał polski mundur ! Po sekundzie dotarło do niej, że widzi skupisko wozów, grupy ludzi dorosłych i dzieci oraz kręcących się miedzy nimi żołnierzy.
- Kim jesteś ? – przez suche gardło z trudnością wydobył się jej chrapliwy głos. Popatrzył na nią przyjaźnie, kąciki ust zadrgały lekkim uśmiechem…
- Anioł. Jestem Anioł. – podał jej rękę, pomagając stanąć na nogi.
- Zgłoś się do kucharza a konia niech oporządzi któryś z żołnierzy. – wskazał ręką pobliską kępę drzew. Spojrzała w tym kierunku.
- Dokąd… - zwróciła się do… No właśnie ! Przy niej nikogo nie było ?!
Ruszyła w kierunku ogniska z kotłem. Żołnierz z chochlą mrugnął przyjaźnie:
- Trochę cienka ta zupa, ale Anioł kazał się dzielić –
Ktoś szturchnął ją w ramię. Gruba kobieta wcisnęła jej w rękę kromkę czerstwego chleba…
- Kto to… ten Anioł ? – spytała nieśmiało.
- Uciekaliśmy jak wszyscy, ale trzy dni temu, kiedy obudziliśmy się nad ranem, byli wśród nas ci żołnierze. Dowodził nimi ten… Anioł. Nikt inaczej jego nie nazywa. – wzruszyła ramionami – Zresztą, czy to ważne ? Byleby tylko minąć granicę z Rumunią…
- To my do Rumunii ? – zadławiła się z wrażenia.
- Dziecko ! Skąd ty jesteś ? Toż przed nami Tarnopol ! – kręcąc głową kobieta ruszyła przed siebie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz