wtorek, 23 października 2007

J A

        Ale numer. Mam mówić o sobie! Ale jak tu mówić, kiedy faktycznie to ja nie istnieję. Tak, tak! Obraz, który widzicie, głos który słyszycie... to wszystko złudzenie.
Czy siedzieliście kiedyś tyłem do ogniska a przed wami, na ścianie, poruszały się cienie? To właśnie to! Proszę się nie śmiać, bo jestem w stanie udowodnić swój brak istnienia w sposób ścisły – czyli matematyczny. Ponadto, w którymś z poprzednich wcieleń rozmawiałem z kolegą Sokratesem, który potwierdził sofistyczną prawidłowość mojego rozumowania.

A więc, przyjmijmy, że ja jestem „X”.
Moi rodzice będą oznaczeni odpowiednio: mama – „M”, tata – „T”.

Oczywiście, zgodnie z prawami dziedziczenia miałbym pewne cechy zarówno po mamie,
jak i po ojcu... Chyba dotychczasowemu rozumowaniu nie można zaprzeczyć – prawda?
czyli
ja (X) = mama (M) x k
„k” to współczynnik konieczny, by między „X” i „M” postawić znak „=”

analogicznie X = T x l
gdzie „l” to współczynnik, by między „X” i „T”, by można było postawić znak równości.
Wiadomo przecież, że w przyrodzie nie ma dwóch organizmów identycznych.

Jeżeli przy powyższych równaniach można było określić współczynniki, to między „k” i „l” też można:
k = l x m więc m = k : l
gdzie „m” to współczynnik, by między „k” i „l” można było postawić znak równości.
Łapiecie? To dobrze...

Ponieważ w dwóch równaniach jestem oznaczony jako „X” (X = M x k i X = T x l) to można, zgodnie z wszelkimi zasadami:
M x k = T x l więc K : l = T : M więc m = T : M
gdzie „m” to współczynnik różnić między Mamą i Tatą, co zresztą jest widoczne gołym okiem.
Od razu zauważyliście dwie rzeczy, prawda?
A – mnie nie ma
B – pozycja rodziców jest jasna, ale wszystko skończyło się jednym, wielkim „pudłem”.

I, jak opisuje piękny wiersz pt.: „Morska pieśń” Pablo Bardena w wielu sprawach zmysły nas oszukują.
Posłuchajcie:

Jak okiem sięgnąć spienione fale
tańczą bez końca w takt swej melodii...
Dokąd gonicie wciąż tak wytrwale?
I któż to słuch morskich rapsodii?
A kiedy zajrzysz w głąb wodnej toni,
zobaczysz zamki, wieże, strażnice...
Spójrz, jak za jeźdźcem tam jeździec goni!
Wam się wydaje, że to ławice?
Każdy z was widzi, co pragnie widzieć,
więc urojony świat oglądacie!
Kiedy swobodnie wasza myśl idzie -
- takiej pewności wtedy nie macie...

Spójrzcie uważnie w morskie odmęty,
gdy burza huczy i gromy ciska!
Zobaczyć można świat tam zaklęty -
- kraina dalsza... kraina bliska...
Tutaj króluje kraken ogromny
i morski diabeł pysk swój wykrzywia!
Wodnik z miłości wciąż nieprzytomny,
toplicę młodą tańcem przyzywa!

Piękna syrena, kusząc swym głosem,
wyciąga dłonie... Coś obiecała?
A ryba młot, gdy poszła za ciosem,
akompaniament rytmu podała...
I chóry dusz, co tu zatonęli
i marynarzy i ich okrętów...
Na wieczną służbę się zaciągnęli!
Przez wieki słuchać będą tych dźwięków...

No cóż. To właściwie wszystko na temat mojej osoby. Osoby, która tak faktycznie nigdy
nie istniała.





Brak komentarzy: