sobota, 10 listopada 2007

SEX - PIRUETY


Dawno, dawno temu... waletowałem w akademiku w czasie wakacji. Niespodziewanie, pod wieczór, wpadł do mnie Adam:

- Masz czas ? To wypijemy ! – wrzasnął triumfalnie, wyciągając pół litra.

- Czas to mam, gorzej z ochotą... – odburknąłem.

- To z kim się napiję ? – w oczach Adama zamigotała panika.

- Chodźmy po pokojach – zaproponowałem. – Może się znajdzie jakieś sympatyczne towarzystwo. –

Poszliśmy. Latem w akademiku, mniej lub bardziej legalnie, nocowali studenci z połowy świata, ale... Anglicy odmówili, Niemcy odmówili. Podobnie Francuzi, Czesi... Nawet Węgrzy zaprzeczyli słynnemu przysłowiu „Polak – Węgier dwa bratanki...” Przecież Adam wyrażał się jasno ! W lewej, wyciągniętej ręce pół litra a prawa na przemian to wskazywała butelkę, to głaskała wydatny brzuszek...

I jak myślicie ? Kto nie odmówił ? To jasne ! Nasi bracia zza Buga ! Było ich trzech: Misza, Sasza i Iwan. Z nimi była też dziewczyna. Wszyscy zgodzili się ochoczo, tylko Misza odciągnął mnie na stronę:

- Mnie nada POŁ CZASA z etoj diewoczkoj! Panimajesz ? – Zrozumiałem tylko słowo „panimajesz” – nic więcej:

- Nie panimaju ! Chodź, przyjacielu ! Na POŁ-litrze z pewnością się nie skończy ! –

Zrezygnowany poszedł z nami do pokoju. Moje słowa okazały się prorocze. Po jednej butelce ściągnęliśmy całą baterię, żeby się potem nie fatygować. Stół był zastawiony „czym chata bogata”, tylko dziewczyna gdzieś się zapodziała. W pewnym momencie, gdzieś koło drugiej setki, zorientowałem się, że gadam po rosyjsku perfekcyjnie !

Tylko Misza jakoś dziwnie wyciągnął się na krześle, w połowie pod stołem, czerwony, spocony, oczy zamknięte...- Ty balnoj ? – spytałem. Nie zareagował.- Spakojno ! On tiebie skazał – tolko POŁ CZASA ! – rzucił przez stół Sasza i zapro-ponował piosenki. Posypały się więc rosyjskie, ukraińskie i nieśmiertelna gruzińska „Suliko” (...) Graliśmy na gitarze na zmianę z Iwanem... Wtem ! Misza wydał przeciągłe „Ooooooooooo” i otworzył oczy ! W stół coś łupnęło a butelki zaczęły chwiać się niebezpiecznie. Czyżbym za dużo wypił ? Spod stołu wygramoliła się zaginiona dziewczyna:

- On tiebie skazał, szto tolko POŁ CZASA... –

I co ona tyle czasu robiła pod stołem ?!


Właściwie wszystko rozpoczęło się na początku pierwszego roku studiów w Akademii, w Rektoracie. Załatwiając jakieś sprawy w Sekretariacie, usłyszałem, poprzez uchylone drzwi gabinetu Rektora, podniesiony głos kobiecy :

- Nie będę już sprzątała w akademiku męskim ! Studenci w nocy otwierają drzwi własnym wytryskiem, a jak zmieniam pościel, to plemniki skaczą mi do oczu !! – ...Ale nie o tym chciałem opowiedzieć.


Nina, jak opowiadał mi przyjaciel, miała wesołe oczka, zadarty nosek i 150% kobiecości. Nic dziwnego, że biedny studencik myślał tylko o niej i to w aspekcie dalekim od platonicznego. Studiowali na tym samym wydziale Akademii, toteż wspólna nauka anatomii była wspaniałym pretekstem do pogłębienia znajomości.

Szczególnie, gdy doszli do rozdziałów o narządach płciowych. Wacuś - ten w spodniach mojego przyjaciela - zaczął głośno domagać się swoich praw ! On na stancji w domu purytańskiej rodziny – ona w pięcioosobowym pokoju żeńskiego akademika... Brakowało jedynie skrawka intymności.

Od słowa do słowa Nina i mój przyjaciel umówili się u niej w akademi-ku, jako, że jej pokój był na parterze a koleżanek nie było w ogóle.

- Tylko pamiętaj - czwarte okno ! – przypominała Nina kilkakrotnie.

- Jasne, że zapamiętamy ! – pokiwali główkami mój przyjaciel i... jego Wacuś.

Była duszna, czerwcowa noc. Mój przyjaciel zdecydowanym krokiem zbliżał się do akademika. Czwarte okno... czwarte okno... czwar... No tak ! Ale okien na parterze było dziesięć i... wszystkie otwarte ! Czwarte od lewej ?!

- Na pewno od prawej ! – pisnął podniecony Wacuś – Ona jest jeszcze prawiczką ! -- Cicho ! Masz za małą główkę ! – mruknął przyjaciel i ruszył do tego od lewej. Był dostatecznie wysportowany, aby doskoczyć do parapetu, podciągnąć się i na nim usiąść.

Boże ! Pisk przestraszonych studentek poszerzył mu wszystkie bruzdy w mózgu ! Któraś zapaliła światło ! Poleciały w jego kierunku różne przedmioty i dwie najodważniejsze z wysuniętymi przed siebie szponami ! !

Z parapetu zmiótł go ostatecznie ogromny budzik. Upadek nie był kontrolowany, toteż potrzeba było chwili, zanim złapał oddech. A już z akademika wysypała się Armia Zbawienia, czyli gromada wściekłych amazonek z mordem w oczach i uzbrojonych po zęby w... co tam w rękę wpadło – od widelca po kosz na śmieci !

Przyjaciel zaklina się na wszystkie świętości, że pobił rekord świata na 1000 metrów zygzaczkiem ! Nawet jego Wacuś się schował, ale jeszcze na odchodnym burknął:

- A nie mówiłem, że od prawej ! -

Taaak ! Co też w tej Akademii się nie wyprawiało ! Słynne było nagranie kamer technicznych z Prosektorium. Są tam różne preparaty do nauki anatomii. Między innymi element męski pokaźnych rozmiarów, wyciągnięty jak żołnierz na paradzie. Aby się nie przewracał, umocowano go na sporej sprężynce.

Kamery pokazały, jak pani sprzątaczka zahaczyła niechcąco końcem kija od szczotki ów „element”, który spadł na podłogę i na sprężynce zaczął odbijać się jak piłka (bździum, bździum, bździum...). Ekrany techniczne co chwila pokazywały panią sprzątaczkę, która z podkasaną spódnicą podskakiwała, wykrzykując ochoczo:

- Tu jestem ! Tu jestem ! Tu jestem ! Tu jestem... -




Brak komentarzy: